kopyrowy
na działce z ojcem pod kabele
proprądu
do, tetel do maćka, bo koncert dziś,
on z kaśką gru do frensu frru,
tak że nie, ja
też tu coś, ale deszcz skubidu o dach drewnianyny,
a, i zanototo, że
w zeszłym roku, w przerwie na
obiad
od sprzedawania kuba zmykamy bo leje zniczy, przebierałem
trupapa na andrzeja,
dobra, ojciec, daj mi pięć i
jeszcze odgłosy
minut z martwego
gardła, dych dych, huu, bo to
ten,
o, reniatel
i nas podwiezie, dobra,
no więc z sąsiadem nekstor nieżywym
to było tak
andrzejem, że ja to wewnątrz dość
uroczyście żegnałem
duszę jego,
że bo niby dryfującą,
ojciec, czego szukasz, zniknęły
mi kłódki,
po pokoju,
to z czasów czytania huny, do aumakuły
myśl, że bzzzt,
w garnitur
pana myk,
przyjazny serwus
spirycie pandrzeja,
pociesz poprzez ten żonę twą portalem obecności tym i dsz, czy czymś,
kochaną oraz inne myśli dobre, wtedy tak, inaczej to miało,
dober, zresztą ciach
i wychu z tej altanki, bo ojciec tam
trzaska te
kłódki, zrobiony,
masz te kłódki?! krzyczę przez ścianę,
mam!
okej, no i wróciłem wtedy pchać dalej
te znicze z fatpatem i jagodą
74
taryfiarzgazu
taryfiarzgazu
Wiersz
·
10 sierpnia 2013