Potrzebowaliśmy tego snu na jawie.
Dla jednych, jak z nocy letniej,
dla drugich, jak z najczarniejszego
koszmaru, a dla wszystkich,
jak kania dżdżu. Bo my zawsze,
jak żeśmy są ludźmi, budujemy
albo odbudowujemy siebie takich,
jakich nas, myśleliśmy, nic już
nie ruszy, nie (w)zburzy. I tak
zawsze jest do następnego razu.
Dopóki znów coś nas nie weźmie
i nie zrobi z nami to, co chce i to
tym bardziej, czym bardziej
zarzekamy się że nie. Zakochani.