burza to czkawka boga który ma anielską cierpliwość co widać
gdy niejednokrotnie rozdziera białe puchy a potem przeżuwa
i wypluwa na niebo dając chmury i obłoki bo ga-
-dać mu się jakoś póki co nie chce i wstrzymuje potrzebę trzebienia zajmując ręce
czym innym ot czasem mu się wymsknie grzmot i nie nie wypiera się
nie zapiera się wyjaśniania ani słońcem ani rękami zwłaszcza że ręka boga
to tylko pojęcie umowne nikt
nie widział jej i niekoniecznie ma czas na wypatrywanie przypominanie
znaczenia ręki u źródła poza tym zwyczajnie umyka mowa o nodze boga
bo kopniaki mogłyby być zbyt dosłowne uciążliwością a idzie przecież
o niedopowiedziane stąd ręka myśl (a nie mózg bo zbyt organiczOny ścianą
nie do przebycia) widzenie grzmienie pozostają granicami wstrzymującymi bóstwo
przy ujęciu nawet gdy zakładając nogę na nogę mamy to za nie (świadomi istnienia
anielskiej cierpliwości ) niemało głosów w temacie i niejedna prognoza bywa
poprzedzana stosownym sponsorem transmisji prowokując do bycia gotowym
a nawet pewnym że zagrzmi że uderzy i czyńmy zapasy i nie chodzi o to
że sponsorował prognozę dawca zabezpieczeń przed grzmotem i następstwem
a i patronował śnięty elmo (może nawet w koalicji z dioskurami z gwiazd) bo to tylko
czysty przypadek jak białe puchy
o których było wyżej bo są wysoko (nie nie to przypadkowa zbieżność chociaż fakt
że rządzą nami przypadki ) a może ja jestem po prostu jedynie pod wpływem
skonsumowanej przed momentem maślanki jagodowej oraz kajzerki z hamburgerem
z indyka i myślę sobie mlaskami przeżucia o niedzieli nie zapierany odwołaniami
do tradycji w końcu ze mnie wyjdzie nawet niebezpieczne skojarzenie gradobicia
z inną naturalną potrzebą boga który musi z siebie wydalać biel jakoś
w rozmaitej postaci także po to by nieco inaczej pojąć tętent apokaliptycznych kopyt
bo bóg jest wielością a przy tym nawet jeśli sra na ten świat to z sympatią wobec dzieła
ciągle przekładając zamierzoną puentę zmiany sposobu poruszania się globu
na ostateczność wokół własnego równika ignorując grawitację mam jeszcze
trochę czasu aby skończyć kajzerkę w milczeniu w razie czkawki wstrzymam
oddech (czasem
tak lubię)