noc czy dzień w ulicznym maszeruję zgiełku
pod niebem neonów rozszczepioną przędę jaźń
poganiany klaksonami w głośnym pisku szrotu
pokazuję chujom środkowy wers w pogardzie
gdzieś z bramy ścieli się muzyka
pijany grajek zgięty w pół
z chodnikowych petów
wskrzesza nuty
zaprawiam z nim kolejne wina
z kapelusza nędznych drzazg
składamy się toastem w modlitwie
doceniając hojność z krzyża dróg
a saksofon czaruje nam dziwadła do snu
co wylazły skulone zimnem zza rogu
jeszcze pudrem strzepują twarze
i pomadki czerwienią
doprawią uszy
na szklanych szyjkach
gwintowanych marzeń
jeszcze wina ze cztery i hajda
zabawimy się w miłość i raj
aby jutro bladym świtem
zaplątani w metrykach
znosić dzielnicę
w kartonach
topiąc życie
lub czekać
na śmierć
Pozdrawiam:)