Spotkanie

Tomasz Kowalczyk

Siedliśmy przy stole, w kieliszkach wódka plecie:
Każe nam się przyznać do pieskiej lichoty
I mówić o porażkach, skargach, że na świecie
Nie ma ni miłości, ni kawałka cnoty.
 
Spod ironii powiek łka melodia czyjaś,
W oknach uprażona szadź głęboko kuta,
Ja wiem – to już było – ta salwa mi mówiła,
Którą – po rozstaniu – zapiszesz snadź w nutach.
 
Zamęt ponad maszty – wytrych pokolenia,
Abażur spleciony falbankami kłamstwa.
I znowu w takt wracamy do chęci nieistnienia,
A później do przyjaźni i znowuż do pijaństwa.
 
Samotrzeć, pytania gładzą uszu znicze,
Zdają się być bliżej niźli czasu grdyka,
Asumpt za asumptem, rozeźlone dzicze,
W końcu ucichamy... o nic nikt nie pyta...
 
Tylko stół wiruje... zadymka się ścieli!
Trunek pono czasem jest zmęczony sobą.
Trudno! Skryte prawa, co mędrcy nie słyszeli,
Będę tkliwie bredzić zmurszałym podłogom.
Tomasz Kowalczyk
Tomasz Kowalczyk
Wiersz · 15 października 2013
anonim