123

taryfiarzgazu

 

 

 

z badań wrotka,
bo tomograf za twaczy dni,
martwię się o maćka,
jego ranoje mi trochę odkleiły róg tapety wczoraj,
jak ze śmietnika wytego coś, to ja myśl,
że go ktoś ściga może za dragi jakieś, bo wcześniej telefon,
mam problem, nie mogę mówić przez druty, możesz być tu i tu? no mogę, no to
potem ta czarna fura, co nas mijała, i on się rwie do bramy,
ja widzę, że pod setą i galaretą hampel, to pewnie nie to, ale i tak śruba, więc
skręcam za nim, ale nie do bramy! mówię, jak szczury, prosto, pod ratuszem
minęliśmy sukę, ale luz,
chociaż ja i tak nie mam pojęcia o co chodzi, mówię co ty, wakur, odstawiłeś?
a tu jak, a za chwilę trzy czarne fury, merc: niją! bemka i nie wiem: niją, niją! obok nas,
i niebieskie błyski na pasach, jakby ktoś nam z tyłu foty strzelał,
ale to może ze spięcia w latarni, nie wiem, już się nie oglądałem,
widzisz te fury? mówi, no i? nie tutaj, później ci powiem,
nie chcę gadać na ulicy,
a teraz już jest jutro i z planem odkręcenia zaklęcia, które rzucił swoim obrazem,
właśnie wyszedł w moich ciuchach, bo
nie chciał się rzucać w swoich, co za gnójstwo go złapało za serce, już to
widziałem u zeszłego jomka pianisty kiedyś, życzyłem sobie, żeby to był
kwas może albo inny
paranogenny czynnik, ale nie to! to znaczy życzyłem sobie wczoraj, kiedy zaspawałem co jest
grane trochę późno, bo po błyskach na pasach
przeszliśmy pod bramą, skręciliśmy w ciemny zaułek osiedla
koło piaskownicy, gdzie zbierałem w zimie piach w miednię dla
kimanego kota, i dopiero jak
dotarliśmy do domu:
zamknij drzwi, nie włączaj światła,
nie ruszaj firanek, i weszliśmy do szafy, myślę już: wegas parano małe,
a później już duże, a im później tym większe,
bo to całe przedsiębiorstwo, co steruje naszym krajem, nie chcę
wymawiać nazwy, ja niepotrzebnie coś powiedziałem na nich, zły byłem,
teraz mam kłopoty, muszę odkręcić,
część wątku już odpadła, bo późno kończę, a renia
jeszcze doda, że jak na mnie czekali, to wydarł swoją parafkę
z kącika obrazu, tego z napisem "rzym" z jednej i portretem
gościa-egzorcysty ze stopa z drugiej mani, i zakopał pod jakąś choinką,
muszę to wszystko odkręcić, mówi, potem ci tego,
jechałem stopem do italii, zawrócili mnie na
berlińskiej obwodnicy,
byłem u księdza na jasnej,
opowiedziałem tę histę, to jeden do drugiego,
żebym do lekarza szedł,
jakie rzeczy widziałem, to się nie mieści w głowie,
muszę odnaleźć tego egzorcystę, odkręcić zaklęcie,
złożony w kostkę obraz, jeszcze mokry od farb,
wcisnął do pralki, a ubrania do szafy wcisk, bo podsłuch albo zła energia,
robocze buty też mu dałem,
bo swoich wkładać nie chciał, ja znów nie chcę robić parówy
z siebie dzwoniąc do, no właśnie, kogo? ale jak nie pomożesz
kumplowi, no ale jak mu najlepiej pomóc, jak on po drugiej stronie lustra, taka myśl,
widzisz, jak tylko możesz, więc zaufufu myśli innej: lojalka, więc
spieprzaj ty chororo, zostaw go, kładź się tu na kanapie
i wyśpij, bo emo wyczerpę masz ostrą,
a ja i tak muszę
kończyć tą martwą dla kariny,
to posnęło mu się przed drugą, gdzie z renią jeszcze chlapaliśmy do pintej rano,
maciek, uśmiechu pozytyw wciskam sent, podjąłem własną
decyzję i zadzwoniłem do twojej matki, gdyby coś się stało mojemu synowi, nie wybaczyłbym
gościowi,
który nie dał mi znać, więc serce do góry,
nie jesteś w stanie związać rąk czynnikom innych nadziej,
kocham cię, brachu,
zeszyj sobie te portki,
jakiś talizman na schizę w twoim syście,
nie wiem, może te zapałki, co zażarciłem, że oby nie do samospalenia,
a ty w śmiech,
i wracaj zdrów

 

 

 

 

 

 

 

taryfiarzgazu
taryfiarzgazu
Wiersz · 23 października 2013
anonim