124

taryfiarzgazu

 

 

sen, że na stoku góry rozbiliśmy obóz i beztroska,
a tu wchodzę wyżej za załom,
a się okazuje,
że siedzimy na zboczu wulkanu,
olbrzymia
chmura
dymu jak po atomówce, ale to piękne okrutnie;
jestem kobietą, mówię do
drugiej kobiety, zawsze marzyłem o wejściu
na wulkan, jeśli teraz
tego nie przeżyję, to nigdy tu nie wrócę, muszę iść,
ona z lękiem, ale zrozumiała, idę w stronę magmy, jest
już jak w piecu,
a przecież dziesiątki kilosów, o co cho,
i nagle buch, i spływa
tam hen z wierzchołka na nas magma po
erupcji, której
jestem świadkiem właśnie, jak w zwolnionym
tempie, zawracam, uciekamy oprócz kogoś, kto nie wierzy albo
nie chce, zostaje
w obozie beztroski, a ja teraz w szafie i buch za
buchem, i jak pięknie jest tu, brzęczy
coś tam szkiełkiem w kuchni, renia się rozbija, pusto we łbie,
pusto łeb wie, broni elokwencją szyja,
limfa skurcza,
skurczem co, czeczeka, bo nie nia, teraz prysznic bierze, zieloną twarz
zmywa, olejne ciężko
schodzą z fejsa, wyplułem piwo, jak powiedziała, że ze
szreka w odpo na mój
tekst, że z tą farbą na twarzy wygląda jak z jakiejś
baśni, no bo faktycznie jak fiona, ale z otwartym bronem
pod trójkątem luz, przechodząc, robiopory, ocieram z ręka
oczodoła, za dużo bzdur, za dużo bruzd, bruzdy i bzdury,
gramana - jego wydechowe rury,
a na prysznica gram: sznipcyr, a renia nadciąga
już do mojego światatu, barbatu, z wilgnymi cherami chatatu, co ja tu, czy ty
otworzyłeś okno? nie, okopuje się
w pościeli, ale nagle myk i brrr! wyskakuje z łucha po szlugi,
wraca wciąż mówiąc: brrr! mówię jej po co, bo ja
opisuję twoje
zachowania, przepapa, dobra,
kończę, palibo i też
się załapię

 

 

taryfiarzgazu
taryfiarzgazu
Wiersz · 25 października 2013
anonim