126

taryfiarzgazu

 

 

wychodzi mi bokiem ten styl już,
nudy na pudy,
porno i ufo,
sztuka i podcieranie dupy, na zmianę introspekcja, seks,
grafika,
duchowość i trzepanie pały,
muszę coś nowego tego,
nowych drzwi,
albo może własny język wysięten i własnym językiem skrobać i pum,
oddżejbać taki własny manuskrypt wojnicza,
znów się spuszczam, wstawiłem piccę zaktualizowaną ekstra serem, daktylami,
czosnkiem i nerwicą,
no muszę coś nowego, bo rzygnę,
niezły dzień świra,
muszę, kto powiedział, że muszę, nowego,
nie muszę jeść, nie muszę spać,
i znów szykuję sobie wierszyki robię, ja pierdolę,
przypomniało mi się
jak na dachu
bimbajki jeździłem
w nocy,
się wskakiwało z wiaty z przyczajki,
dobre czasy, albo bzyk na wieżyczce obserwacyjnej na środku pola,
bany zetmant przedlotnik, w dupsko sentymentów psychopublicznie wcieram
teraz, pszpsz, wspominki
jak maść na haloroidy,
wyniki tomografii z tego olesna wyszły w przedrządku, czyli
w trzech słowach: jest pan
zdrowy, no mikrofon wypada mi z ręki, może
zdam się tu na wokal
wojaczka w odpo:
za to pan jest chory!
dzięki, rafał, znów czuję jak perspektywy na wyłom sensu
w klatce życia idą fubar,
wciśnijcie mi klawisz okno plus el,
coś z moim softłerem jest nie heloł,
muszę odpocząć! krzyczę w mewach, goniąc je w głowie
z kijem medytacji,
ona: kurcze! znów będę spała
dziś bez ciebie;
ja: no i dobrze - odpoczniesz sobie,
- ale ja nie potrzebuję odpoczywać,
- no to nie kładź się spać,
śmiech,
a dzisiaj serce
mnie boli, pocięta szkłem,
nogi,
twarz, za krę wodę,
a ja jej, głupi, serce pociąłem pijaną intencją,
nożem z powietrza:
ciach

 

 

 

 

taryfiarzgazu
taryfiarzgazu
Wiersz · 26 października 2013
anonim