128

taryfiarzgazu

 

 

 

obejrzeliśmy z miśkiem film kronenberga
o spotkaniu
junga z frojdem, do wypuszczenia jakich sond
głębinowych się przyczynił, pytaj
pytula,
ważne, że jeszcze tego wieczka przyszło stuk,
i już wiem
czemu chciałem ją zranić, znam
nagle przyczynę
tego impulsu gniewu, mściwości,
absurdalnego dla mnie i dlatego wcześniej
bagatelizowanego jako alkoholowa
karykatura
przypadkowego
podświadośmiecia,
ciekawe, że chociaż na zerwanym nie pamiętasz
żadnych rozmów - a jeśli, to urywki zdań,
obrazów - to jednak chronololo zmian w emocjach odtwarzasz
doskonale,
nazbierało się
kropluszek
w cichociemnym dzbanie, oj, nazbierało, że
tutaj masz się niby za
takiego introspektora własnej sajki, ha, śmieszny
jestem,
a tu tak cię zaszło od tyłu: dup,
mogłem
zauważyć, że sobie tam nienawiści
krople kap-kap po cichutku zbierkę tworzą, i to już wiele razy wcześniej,
przecież z pół roku,
kiedy łapałem za pysk iskry lęku, żeby
przy niej lepiej nie,
lepiej spinać mięśnie karku na ulicy, bo przecież kurek na wieży szyi,
przebijoć naturolny ponton na z jakąś znajką wymiony
zdoń sponton,
żeby wdeptać w grunt ten naturalny bonus satysfy z możliwości
podobania się innym, pomimo pragnienia bycia
z tą jedną, byle tylko nawet najdelikatniej nie pstryknąć jej w uszko
zazdrości, bo
przecież dlaczego miałbyś mnie ranić, przecież wiesz jak ja czuję,
tłumaczyłam ci to, wiesz, że taka
podatna jestem! och!
i wrażliwa na to! ach!
że aż rozniosę w pył pół domu,
wiem, kochana modliszunio, wrażliwiutki dyktatorku ty mój,
prawie połknąłem zagubione szkło z kubuszka z herbą
kilka dni
po jednej z twoich burz,
tak więc, kontynuując ten tangens, nie zauważyłem jak iskierka lęczku
do iskierki
gestu i wyrobił się
odruch z czarnobyla szczerości, a
wiadomka, że lęk z nienawiścią chodzą w parze, panie
konowale, więc dwa plus dwa i dalej już
poszło łatwo, pamiętam
nawet, że próba pocałki tamtej była, uwaga uwaga,
wtręt,
ojciec wraca z baru,
ding-dong!
kto zostawił klucz w drzwiach?!
koniec wtrętu,
nie przed, ale po telefonie od ciebie, hadsz!
zaraz po telefonie! no centralne a masz: halo, gdzie jesteś?! gdzie
wcześniej bez spin, że tu i tu, to teraz
iskra: nieważne, niedługo jestem, no i spłonka w ruch,
kropli buch, czerwona słuchawka i tym razem osza napędzana alkiem łamiająca złość
na czynnik, mój ty czynniusiu, który lęk ten od tylu miechów
wywo, i frenetyczna chęć zemsty:
to nienormalne co ty mi, kobieto,
majstrze
marionetek, że
ja teraz nieszczerze być muszę i to przed samym sobą do kurtyzany,
moją własną autokontrolę swym czym chcesz,
że teraz wahadła mi rosną w gardle w odpach
gdzie jestem?
odpieprz się od mojego kółka i dalej po skali
bełforta w emach:
skoro tak, to ja ci pokażę:
stery puszczaj, mówię! i nieistniejącym
cmokiem jak nożem z powietrza:
ciach,
i w ten oto sposób odkryliśmy krystalicznie trujące źródełko impulsów podświadomie
popychających do zdrady faceta z chorobliwie zazdrosną kobietą, śmieszne,
nauczyłem się wierzyć, że to ja jestem świnią,
solo na trąbce kutasa za sondy, niebezpieczna metodo,
pe es,
informacja dla mądrych
kobiet: zazdrość jest jak astronauta naprawiający
odkurzacz w pustym gnieździe żmij
 

 

 

taryfiarzgazu
taryfiarzgazu
Wiersz · 30 października 2013
anonim
  • szanta - Edyta Ślączka-Poskrobko
    Tym razem przebija chaos. Mim fajnego początku, paru ciekawych momentów chaos triumfuje

    · Zgłoś · 11 lat
  • Doremi
    ...'chaos triumfuje' jak we wszystkich 128 przekazach - z małymi przebłyskami - ponawiam radę by zmiksować wszystko i będą gotowe następne u*twory :)

    · Zgłoś · 11 lat
Usunięto 1 komentarz