134

taryfiarzgazu

 

 

kac na kacu,
cac nad cace, patelnia, palec rozgrzebany,
mózg rozczochrany,
idę w dresach, kozakach
i ciemnych okularach po jajka do sklepu i papier, ale to wy to,
to ale to wy,
zacierajka rączów, ciężki kabłąk,
jajecznica z masalą łuhuhu,
pyszka na kaczce,
wczorajszy dekiel łiskacza na popitkę,
jakiś zlot graficiarzy na tej budowie, tam, gdzie wtedy
maciek kończył mur, a ja malowałem kałuże, idę tam, chcę
iść,
to znaczy
chcę bardzo, z tym,
że mi się bardzo nie chce iść po prostu,
poryło koryto,
ajata, gdzie ty, czy ty wciąż piszesz?
jesteś,
niech rzeżucha autostylu ci obrasta miskę głowy,
niech ze szklanki serca mech wylewa się,
czy się kiedyś przeczywodospady wzajemnie?
albo chociaż przeczytamy,
chyba tak, chociaż
ta beznadziejna świadomość straty płynąca z odpowiedzi
przeciwnej jest również tak cycowna,
bezsensownie tak sycąca,
że aż nieprawdziwa, ponieważ wiraż,
a moja kobieta kiedyś to przeczyta i wejdzie jej znów zazdra zadry,
zadra zazdry,
no i bardzo dobrze, ech, kobiety,
szczerości chcecie, ale tylko tyle
ile zjeść naraz
jesteście wstaniecie kawienie
koniecznie

 

 

 

taryfiarzgazu
taryfiarzgazu
Wiersz · 19 listopada 2013
anonim