z szafy do kuchni, z kuchni do szafy,
przekraczam ten próg w tych klapkach w te i wewte, czuję się jak jakiś wielki
ptak, czapla w slipach,
siemię lniane, chude nożyska i fajka na ból brzucha,
a wczoraj, po święceniu koszów i incepcji stylu dudy gracza
do świata mej pani, na
zlocie graficiarzy asię ha spotkaliśmy,
malowała ścianę
dla chłopaka z czech,
zakochałam się, mówi,
na projekcie coś jak kłęby włóczki zamiast
serc kobiety i mężczyzny, i łącząca je nić,
nie wierzyła, że się jeszcze kiedyś zadurzy,
przedkocha, odnurzy,
kąciki oczu jej się śmieją,
mówi, że jest wiele rodzajów miłości, ja kiwam głową, że sam pati głową,
a moją sercem, to
jest trochę jak ten, mówię, i do niej, no wiesz, jak się nazywa
to ciasto z warstwami? a ona: cebula? śmiech,
renia poszła zwiedzać czewskiego szkieletora obok,
obombajądrowana trochę,
idę ją gonić zaraz, bo nie odbiera, aż rzuciłem komórką w śnieg,
złośliwe, systematycznie
kłótliwe
nastroje kochanej
osoby są dla mnie jakby ktoś rysał kafelki na raty, przesuwał
mi ciężką
lodówkę po sercu,
maciek przyszedł od dziadków, ale bez puch,
mówi, że mi kiedyś prześle to zdjęcie,
co malowałem
sprejami
kałuże,
a tu robiłem właśnie asi dwie szyje tych jej postaci, bo nie
mogła sięgnąć tam wyżej,
kiedy nie wytrzymała patrzeć ile białej jej tracę naraz
i mi zabrała puchę,
daj - mówi - bo nie mogę patrzeć ile ty jej kładziesz naraz,
ochroniarz nie kupił w końcu naszego obrazu, bo mu się
nie chciał zmieścić do samochodu,
ale nie jest źle, tyle że zimno mi w stopy ze śmiechu, a tak z innego naczynia
z klepek to czasem przejawiam podświadomą obsesję
odruchowego dzielenia wyrazów oraz całych
zdań na
grupy złożone z trzech liter,
zwłaszcza jak jadę autobusem albo bimbają i jestem zajęty myśleniem o czymś innym,
kocia część mojego umysłu samodzielnie prowadzi wtedy pod kocem
te skrupulatne ilorazy napisów
na szyldach i urzędach: ce-zet-e, eś-cie-en,
e-u-er, o-zet-o, nie zakłócając głównego
procesu myślowego - zwykle rutynowej taksonomii aktów dnia codziennego,
a, i bo maćkowi wziąłem
przechować dwa swetry
robione na drutach, prezent od babci:
niebieski i żółty,
kolory są ważne nie tylko
na końcu w obrazach
malowanych nie tylko
słowami
w 115 jest odpowiedź :
'nie mam bladego pojęcia po cholerę piszę te hebzie,
ale czuję potrzebę, tak jak iść
do klopa,
bo nie potrafię już srać rysunkami, ani rzygać do majka'
...czyli już wiemy skąd jest tyle g*** dookoła :D
Aczkolwiek przepraszam Cię tak czy inaczej, w sumie nie miałem nawet tak złego dnia, ale Ty, trafiając akurat na mój chyba jedyny, nie wiem jak przeoczony, błąd (moją ślepą plamkę) zakropiłaś mi szalejem żurawinę żurawiego ego ;) (się czasem żurawi ego to), zwłaszcza, że nie doczytałaś do końca (jakbyś nie miała prawa robić tego na co masz ochotę, co nie).
Wybacz :)
Szanto, Ty również, bo w drugim komentarzu kulka przybrała już rozmiar celowego wprowadzenia w błąd. A, i jesteś, jesteś CKM - Całkowicie Kumatą Madame;) (można by z tego noża - oprócz tej niedoszłej transformacji słowa "nora" - jeszcze wykuć np. "nożyczyska":).
Laura, rozśmieszyłaś mnie tym jakże słusznym wnioskiem :), ale naprawdę dziwne to: da się pokonać blok twórczy i odzyskać radość - recepta jest jednak radykalna: zacząć wycierać swoją twórczością podłogę. Pozdrawiam szczerze, niepokrętnie, acz niepokornie ;) Gazu!
A co w tym śmiesznego dla ciebie :-? Po mojemu raczej żałosne że ludzie zamiast iść z tym do 'klopa' piszą=publikują 'hebzie' :-!