do stóp swych
czoła chylę
przed matczyną ziemią
najczarniejszą
co jak marzeń wiatr
po niebieskim niebie
mnie unosi
przed drzew gąszczem
nieskończonym
w śpiewie ptaków
o wolności
chylę czoła
przed zieloną połoniną
co na łóżka brzegu
jawę i sen
w jeden cud
zespolić potrafi
najniżej
kłonię się
tej cichej aniołów
garstce
cieniem okrytej
że to wszystko
widzieć i przeżywać
dalej chcą