Wróć, słowa czekają, masz klucz.
Z klatki schodowej widok na ulicę,
samochody tam i tu,
letni wieczór przegadany
odgłosy z huśtawek, trzepaków, ławek,
w mieszkaniach duszno.
Podpłynęła korweta oblepiona bielą,
podążam w weselnym orszaku.
W katedrze, nad głowami młodych,
zabłąkane jaskółki
nierytmicznie przekrzykują przysięgę.
Nie mnie zdobi suknia, nie mój czas.
Kiedyś słowo odbiło się, poróżniło,
poślizgnęłam się na lodowej górze,
pod warstwą śnieżnego puchu
było tak obiecująco.
Calvados, ładnie odczytałeś, pozdrawiam:)
Pandaredski, , dziękuję:)