Bajeczny czas
Potrafił dmuchać bombki z rozgrzanego krzemu. Traktował
ostrożnie gorącą masę, barwił, kształtował szczegóły
z pietyzmem, by zdobny nimi najwyższy w okolicy
srebrny świerk zapraszał przed drewniany dom.
Babcia szykowała świąteczne przysmaki. Ogromne,
tłuste szyszki oblepione ziarnem dary, wyczekiwane
przez łakome sikory i zięby z pobliskiego lasu.
Ciocia Ula nerwowo zerkając w okno czesała dziewczynkę,
zaplatała cienkie, dziecięce pasma i odświętnie upinała w koronę.
Ośmioletni urwis przyjechał na damce matki balansując
ramą, trenował poślizgi na rozjeżdżonej saniami breji.
Czekali na znak, na przyjazd furmanki pełnej skrzynek.
Małe dzieła sztuki spoczywały bezpiecznie w gniazdach z wiór,
aby wkrótce zabłysnąć na rozłożystej choinie i wzbudzać zachwyt.
Dorośli gromadzili się przy drabinach, a dzieciaki piszczały podniecone.
Dziadek Ludwik, opatulony w barani kożuch siadywał na ławce
przed werandą, machał laską, dyrygował, huczał: Wyżej! Niżej!
A każdej ozdobie dedykował bajkę nie mniej frapującą
niż zapach babcinego ciasta dolatujący z kuchni
w tym czasie oczekiwania i cudów.
I chociaż wiem, że sobie ironizujesz, to przynajmniej jest okruch nadziei, że przeczytałeś.
Dziękuję:)
Eliza