w torbieli (160)

taryfiarzgazu

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


skończyłem drugi projekt na etykiety dzisiaj
z tym wirusem w oponach mózgowych
mdlą już mnie te parestezje, wyślę do firmy jutro z rana

 

 

 

parkiet strzelił: duch naszego zaginionego kota
dzisiaj światła w oknach znów palą się normalnie
kto by pomyślał, że wyrosnę na psychopatę, taki żart

 

 

 

ile metrów stąd do cmentarza za oknem
liczę na oko
ze sześćdziesiąt

 

 

 

pogrążyło mi się w jakiejś iluzji
że żeby zarabiać i pracować, i żyć
co to za nonsens?

 

 

 

coś błysnęło mi kątem oka
chyba esemes
odwraca się, ale nie, powidok, bo komórkę ma przy sobie

 

 

 

ktoś siedzi i patrzy mi na ręce na klawiaturze
wciela się w moje myśli
nauczyłem się tolerować bycie nim

 

 

 

gorąco mi w tej bluzie
zdejmuję
mam zaszyty dwu i pół centymetrowy kawałek szkła w plecach

 

 

 

opatulony torbielą dumy, żeby nie zniesławiać pochopnie
nazwiska tego chirurga
wypaliłem papierosa; ktoś słyszy trasę szybkiego ruchu za oknem

 

 

 

kiedy zasypiam, mam fascykulacje jakby w środku głowy
a chora głowa tego kogoś szamoce się na kocu, znowu bezgłośnie łkając o pomoc
dobrze go rozumiem i po przyjacielsku podduszam poduszką

 

 

 

musimy się wyspać
jutro będą dzwonić
warto nie brzmieć na nie tego, z którym wciąż utrzymują zdrowe relacje

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

taryfiarzgazu
taryfiarzgazu
Wiersz · 24 grudnia 2013
anonim