Płacz w ciszy, a do wtóru echa ciche łkanie.
Samotna brzoza z brzegu wypatruje w dali
kochanka, co odpłynął w śmiertelników kraje.
Pończochy białe wzuła, jeszcze przed rozstaniem,
na ślub, który z rąk elfów sobie przysięgali.
Odpłynął, płacz pozostał z echa cichym łkaniem.
Podstępem w bór zwabiła na magiczny taniec,
by omotać i związać, lecz życie ocalił
miłością, nim powrócił w śmiertelników kraje.
Przeczuła nimfa płocha, że serce jej złamie
już na elfiej polanie, kiedy tańcowali
z rzewną świerszczy muzyką, z cichym echa łkaniem.
Teraz w sukni liściastej, w zieleni przestaje.
Liście niczym łzy roni, w zadumie, azali
wróci stąd ukochany, gdzie śmiertelnych kraje?
Co roku o tej porze schodzi na rozstaje,
marząc, że jego postać zjawi się z oddali,
imię, co w wiatr krzyczała, wraca echa łkaniem.
Kochanek, Styks przepłynął, w śmiertelników kraje.
J.E.S.