Zmierzch zapadł.
Pierwsza gwiazda,
za nią następne tysiąc.
Opłatek;
na stołach dodatkowe,
zawsze puste nakrycia.
Życzenia ociekające miodem.
Przed oknem na chwilę przystanął;
chyba człowiek?
Trudno rozpoznać,
bo palto gazetą wypchane.
Przez szybę zagląda łakomie.
Ręce, ni stąd ni zowąd,
wyciągane do zgody,
przesłaniają mu widok
na przeznaczony dla niego talerz.
Nim się nasyci,
pogonią go dobrym słowem.
A nad dachami anioł.
Zemdliło go,
mógłbym przysiąc
od tej życzliwości dorocznej,
skrzętnie ciułanej
i hurtowej.
J.E.S.
Dobry wiersz i bardzo rzeczywisty obraz nam przedstawiłeś Beornie;-)
Cieszę się, że się odezwałaś.
Może jeszcze parę słów, na poeto?