Wzgórza horyzontów zawieszone
Nad śniegu martwego piargami
Skały nagie w upale ukiszone
Smagane słońca złotymi wargami
Trwają bliżej nieba
Powietrza westchnienie samotne
Modre głębiny szczytów pieści
Do portów stalowych perci, markotne
Okręty panoram niosą codzienne wieści
Bliżej Boga
Napotkanych jeziorek szepty, snują
Smętniemokro opowieści swoje
Ostre szczyty niebo twardo rysują
Nie każdemu otwierają swe podwoje
A ja już dotykam gwiazd niewyświetlonych
Choć serce wali wysiłku młotem.
W gęstwinie myśli w granit opatulonych
Całuję niebo butów niemym łomotem
lipiec 2001
A, i ogromnie podoba mi się ostatnia zwrotka - a już te dwa ostatnie wersy to normalnie czytam w kółko.
Pozdrawiam:)
Ja się nie przejmuję :)
Tylko fajnie by było, gdyby te słabe głosy były poparte jakimś komentarzem od tej osoby. Ja ogólnie wyznaję zasadę, że jak coś mi się nie podoba to wychodzę i nie wyrażam swojego zdania, chyba, że mam coś konstruktywnego do powiedzenia:)
A tak nawiasem, Polacy pod względem "anty-nastawienia" są okropni, widać to na wszelakich forach, czy portalach :]
:)
Tutaj jest bardzo sprytna gra tym słowem jest inwersja o semantyce nie wspominam widać jak legła, ale mnie się podoba, nie jest to jakieś dzieło wybitne jednak można zauważyć początki nowego pisania poezji. Wydaje się być bałagan a jednak...
Powiem tak, Poetami wielkości Mickiewicza juz nie będziemy, nie potrafimy kochać jak Asnyk.
Pozdrawiam.