na noc na popielniczce kładę atlas świata,
żeby rankiem w pokoju nie śmierdziało tytoniem
o tą jedną dziesiątą,
różnica jest niewyczuwalna,
ale za to atlas świata ma niebiesko-fioletową okładkę
nie tylko moje sijefes ma radośnie czarny humor,
jeśli wstałeś kiedyś za szybko z krzesła
i ci się biało przed oczami zrobiło na chwilę
witaj w moim świecie,
tej rozciągniętej na już dwanaście lat chwili białomózgu,
może to też dodam pani neurolog, jak wróci z urlopu,
muszę dostać ten rezonans
cudzy, ty zawsze jesteś zmęczony, słów,
rzygać mi się chce (te wieczne mdłości czoła),
miasta, sprawy, telefony, demonstracje,
operacje, lombardy, zlecenia na czarno, życie z rodzicami
co za gruchot marzeń boga,
luneta z master zumem, w zumie projekcje superego, ale
snajperka zblokowana rdzą
wszyscy już na mnie postawili krzyżyk i nie ma tu niczyjej winy,
fakt, najbliżsi biją dla mnie sercem, które czasem boli, czuję,
ale tak oni, jak i ja, jesteśmy skazani na codzienne zdrady
własnych umysłów
bo weź tu złóż śluby wierności tym wszystkim
małpom w dżungli swojej czaszki,
dlatego kompletnie nie ufam ich zdradliwemu zwątpieniu we mnie,
(autystycznie) kocham ich za bliskie moim wady i robię swoje
czuję ten jedyny z celów, do którego wciąż po cichu
muszę dla nich brn: spacja,
paradoks,
odwracam się, przykładam oko do lunety i ustawiam krzyżyk na główce noworodka,
przez woale czasu strzelam do samego siebie, wychodzącego
z brzucha mojej matki: cyngiel zamarza i łamie się od rdzy
czego nie wybieli ta niewidzialna choroba - co dzień,
co godzinę kasująca mi pliki w kodzie źródłowym
wciąż i na powrót pisanego programu samorealizacji - to sam sobie
zamknę strategią samoutrudniania: no bo rdza
błędne koło, nie mogę się zastrzelić,
zabijam więc swoje marzenia:
klik, klak, klok!
nie zniosę już dłużej ich cierpienia,
bekspejs pełen litości
serce trochę kłuje,
kiedy oswajam się z czymś,
powiedziałbyś, w zasadzie oczywistym:
perspektywą zostania nikim istotnym
w mojej lunecie jest piąta trzydzieści rano,
jeszcze jeden marlboro i spać,
gleba na wznak i snajperka w pustkę kosmosu,
stawiam swój krzyżyk pomiędzy gwiazdkami
1.na noc na popielniczce - za wiele na, nie da się czymś zastąpić jednego?
2. zbitka rymów razi: marzenia: - cierpienia,
3. jeden marlboro - jedno marlboro a jeden papieros :)
To tyle uwag.
Poza tym podoba mi się: białomózgu, :)
Jak poprawisz to co wypunktowałam wrzucę w polecane.
Pięknoskrzydła
Szanto :)
więc
w takim razie nie wrzucaj!
Ja bardziej wolę tynk strukturalny niż gipsówkę, nie chcę zagłaskiwać kostropatych rzeźb na śmierć papierem ściernym stylistyki (perfekcjonizm to zdradliwa pułapka, I say fuck the OCD!), rozumiesz.
Doceniam to, co mówisz, i zawsze uważnie czytam Twoje uwagi, ale na jednego Marlboro mówię "jeden", nawet jeśli to wyłącznie kolokwialnie poprawne (podobnie chętniej powiem "jeden Popularny", nie "jedno Popularne").
Ps. Calvados, ja kocham papierosy! Nie rzucę - prędzej one rzucą mnie (a raczej mną).
Pozdrawiam,
białomózg ;)
"Służyła jednemu panu ukrytemu w wielu 'religiach'."
widać to po twoich w twoich
przekazach! poetyckich?
...kogo i po co tu to zacytowałes na końcu?