Droga Mleczna na czerni nieboskłonu
Jak rzeka ogromnego kraju.
Syriusz nad Tarnicą niewidoczną
Jak pies pilnujący niebieskiego raju.
Zza połoniny czernią malowanej wóz gwiaździsty wyjechał.
Pędzi niespiesznie po mlecznych ścieżkach zenitu.
Do diamentosrebrnej Kasjopei podjechał -
"Może podwieźć panią do świtu ?"
Spadł nad Rawką meteoryt nie wykryty,
pozdrawiając swym ostatnim tchnieniem
Bieszczadów czarno szaro-czarne szczyty.
Pełne ruchu nieruchome przedstawienie.
A ja wysyłam latarki swej nikłe światełko krzywe,
w Bożego stworzenia niepojęte otchłanie.
W piękno nieuchwytne, nienamacalne, żywe,
biegnie me blade ułomne wołanie.
Ku metropoliom gwiazd może już nieistniejących
jeszcze do mnie oczko srebrne puszczających.
Czy któraś mnie usłyszy ?
październik 1998
Grzegorz Cezary Skwarliński
Wiersz
·
7 marca 2000
-
emciJuż miałem dać 'bdb', gdy nagle doczytałem do statniej zwrotki..coś tam zgrzytnęło na końcu...więc od pierwszych trzech ('bdb'), odjejmuję troszkę i oceniam na 'wartościowy'..Z górskim pozdrowieniem!