BIESZCZADZKA NOC (wiersz)
Grzegorz Cezary Skwarliński
Droga Mleczna na czerni nieboskłonu
Jak rzeka ogromnego kraju.
Syriusz nad Tarnicą niewidoczną
Jak pies pilnujący niebieskiego raju.
Zza połoniny czernią malowanej wóz gwiaździsty wyjechał.
Pędzi niespiesznie po mlecznych ścieżkach zenitu.
Do diamentosrebrnej Kasjopei podjechał -
"Może podwieźć panią do świtu ?"
Spadł nad Rawką meteoryt nie wykryty,
pozdrawiając swym ostatnim tchnieniem
Bieszczadów czarno szaro-czarne szczyty.
Pełne ruchu nieruchome przedstawienie.
A ja wysyłam latarki swej nikłe światełko krzywe,
w Bożego stworzenia niepojęte otchłanie.
W piękno nieuchwytne, nienamacalne, żywe,
biegnie me blade ułomne wołanie.
Ku metropoliom gwiazd może już nieistniejących
jeszcze do mnie oczko srebrne puszczających.
Czy któraś mnie usłyszy ?
październik 1998
Jak rzeka ogromnego kraju.
Syriusz nad Tarnicą niewidoczną
Jak pies pilnujący niebieskiego raju.
Zza połoniny czernią malowanej wóz gwiaździsty wyjechał.
Pędzi niespiesznie po mlecznych ścieżkach zenitu.
Do diamentosrebrnej Kasjopei podjechał -
"Może podwieźć panią do świtu ?"
Spadł nad Rawką meteoryt nie wykryty,
pozdrawiając swym ostatnim tchnieniem
Bieszczadów czarno szaro-czarne szczyty.
Pełne ruchu nieruchome przedstawienie.
A ja wysyłam latarki swej nikłe światełko krzywe,
w Bożego stworzenia niepojęte otchłanie.
W piękno nieuchwytne, nienamacalne, żywe,
biegnie me blade ułomne wołanie.
Ku metropoliom gwiazd może już nieistniejących
jeszcze do mnie oczko srebrne puszczających.
Czy któraś mnie usłyszy ?
październik 1998
przysłano:
7 marca 2000
Zaloguj się Nie masz konta? Zarejestruj się