Joannie
niech Cię od lotu nic nie ocali
otwieram dni pełne wróbli
w niebieskich kałużach drgających jak gryf
w gąsiorach grzeje się słodem wino
krew gorejąca boskim zaczynem
przelanym w ciało co śni
w dźwiękach mandolin pęcznieje niebo
nabrzmiałe łukiem białych fal
rosną wysoko pod górę jak maszty
spienione mokrą zielenią drzewa
w olbrzymi dach
nie przestrasz się ich w locie
niebieskich wróbli tonących jak cień
na bruzdach słońca w białych przestworzach
podziurawionych przez niebo snem
ocalałym od jasności
nieźle się czyta, ale jest (zwłaszcza w drugiej) bardzo budyniowo
jakby na przekazanie "myśli/obrazu" brakowało środków, więc
sięgnięto po nadzwyczajne cukierkowizmy
tekst ma również nadmiar spójników, które są łatwizną ewentualnego przekazu
skracając wysiłek do niezbędnego minimum...
..........................ale jak już zaznaczyłem, coś lepsiejszego na Wywrocie
nie jestem pewna, czy licentia poetica posiada aż taką moc, żeby zrobić wino ze słodu"
pominąłem to, jako faux pas skupiając się na przekazie i formie, uznając gorzelniane anse, jako trzecioplanowe...
............................ale, jak widać, może też uwierać biegłych w temacie
Kresowiak, fakt starzy bimbrownicy potrafią też zrobić koniak z ziemniaków ;)