Czy lękasz się tak samo,
gdy biegniesz na krawędzi
życiowego być,
czy lękasz się patrząc za siebie i przed siebie?
Malując wodospad utraconych chwil, ciągniesz mogiły za sobą jak ciężkie kajdany,
które ci przykuto, nie wiedząc czemu.
Iskra Boża tli się we mnie.
To tyle co nic, a może znacznie więcej, niż mogę sobie wyobrazić.
Ale czy czułeś ten lęk przed snem i przed porankiem,
jak bicz, jak bicze smagające setkami złych myśli,
złych ludzi.
Nikt cię nie zrozumie.
Lęk.
Widujesz ślady swoich nadziei,
które miałeś jeszcze wtedy,
gdyś był urodzonym dzieckiem szczęścia,
ufnym w jutro spokojne.
Zapomniałeś o młodzieńczej pyszałkowatości,
która dała ci tak wiele i tak wiele zabrała,
a gdy minęła, pozostał lęk przed niedokończonym zdaniem,
pustym słowem.
I czekasz, aż rozświetli się mrok niespokojny
i światło da ci siłę, byś podniósł oczy,
by zobaczyć
obraz
bez trwogi.