rozwiane włosy oplotły wstający dzień
zmokły nocą zza góry nadszedł
spadł
słońce połaskota
po deszczu na mokrej ziemi
zostały ślady
to samo przekleństwo narodzin
chce biec po kiełkującym zbożu
każdego ranka gdyby zrozumiała
gdyby wiedziała jak potrafi
gniewać się wiatr zamknięty w dłoni
przecież wiesz on wie
unieś otwartą w ręce
ten podmuch
nie daje nie chce
by odeszła
i ciągle ten
sam plusk gdy tonie
kamyk w kałuży
są wiosenne, zwiewne frazy
trudno się czyta ten wiersz, nagromadziłeś czasowników, czasem urwana myśl przechodzi w inną, i gubi się wątek, miejscami wartki strumień, miejscami coś się urywa i jakby czegoś brak, obrazowanie niepełne, to drobne spostrzeżenia, bez cienia złośliwości, bo lubię Twoje wiersze
i zawsze czekam na kolejny wiersz