powtórne przegadanie przed odlotem albo uliczne bardzenie na poboczu (z ręką na gryfie w szumie zlepionym przed ciągiem)
piję samogon
z Ikarem
zagubionym w mitomanii Feniksa
czekając na odlot
(Arkadiusz R. Skowron
"Przegadanie przed odlotem")***
1.
utopili marzannę już zwyczajowo potem
poszli się chwiać pod wpływem wszystko
wyjaśniając oczywistością słońca porywistych
powiewów sensu i wiatru rzecz jasna
o sile cztery w skali beauforta szli stadem
jakby łanem myślących trzcin trzymali się
mimo chwiania pozorem mocy z korzeniem
grubej podeszwy i grawitacji pascal tutaj nic
nie dałby bo ciśnienie nośne a i wiatr po trawie
ładnie rozczesuje i popuszcza się w źdźbła falują
puklują się nawet o włos od aluzji wobec konopnych
sznurków i dyndania judaszem na oko stąd niedaleko
do tradycyjnego pojęcia co zdradza że nuda blisko racji
(szumi mi)
2.
chyba potrzeba zagryzania się we wstrzymywaniu puszczania się
wiatrem i siłą rzeczy tak mi leży na sercu i wątrobie że muszę
przyznać iż mi to już na wstępie zgrzyta i zęby zagryzam przysłowiem
a on mi nade mną ciągle zaimkami płacze miiiiiiiiiistrzu mi mi mi
spoglądam spode łba bo inaczej nie da się z pozycji siad
gdy na piersiach dusza w pudle rezonuje z akordu w akord
na palcówkach gra gitara ale mi nie gra jego obecność jest
mi mi mi zbędnym zaimkiem który błaga co chwilę zanikami pamięci
o dziesięć groszy do wina które się zmienia w powód (gram dalej
za to płacą nawet ulicznym poetom do których mam pretensje
być zaliczony na poczet przyszłej legendy) w imię zasad odmawiam
mówiąc mu że w ten sposób byłbym jego mordercą a on płacze mi mi
mistrzu graj przepsz(szasza)szam dla mnie mówię dobrze i gryzę się w ozór
swoim wyznaniem wiary w trzeźwość bo jeszcze dawno ale niedawno sam
(zlep-piałem)
3.
grosz do grosza by dojść do siebie na umór aż do błogosławieństwa
epilepsji która po odtruciu była jak odcięcie judasza z drzewa mówią ale
wyszedłeś i dobrze i to zawsze cud jak stworzenie a ja wiem że długo
po prostu miałem stracha przed powrotem roztrzęsienia się na pozór
tornada topiąc kolejne mrzonki marzenia marzanny nawet po wyjściu
po odtruciu i serii przypominania że może i mam bezsilność ale póki co
nie jestem bezradny (nawet gdy mówiąc wierszem plotę się prozaicznie
w poplątaniu gatunków nieludzko wymieszany wstrząsami na pamięć)
jestem ciągle nieopodal menela zaimkiem sam sobie brutusem i cezarem sam
sobie judaszem jezusem czasem i drzewem aż do czasu kiedy sięgnę znowu
po pozór poczucia mocy by pójść pod wiatr jak po oddech i duszenie i ze strachu
nie puszczę już wtedy na myśl o drganiu choćby i ciągiem i pełnią i ozorem
by wymielić z siebie jak najprawdziwiej się tylko da rozmodlenie o pogodę
ducha topielą w rezonansowym pudle ciągiem strun do granic skali na kluczach
4.
(naciągiem ciągiem przeciągiem) (i na szyjce
na nóżce trach bach trach bach)
(góra dół środek stół i muszę bo duszę
tak kruszę jak szkło) (zaimkami zamiast siebie
w przekroczeniu form) (rozumu pojąć
nie zdołam) (pascala szlag trafił
dawno tak
jak płomień trzciny) (jestem
w nawiasie) a miron b. tutaj
tylko poza to kursywa
(przywidzenie)
------------------------------
***
z tomu "Nadmgnienie zmrużenia" (wyd. Czeladź 2004 r.)
Czyta się to świetnie, balansujesz skursywionymi dygresjami jak na slalomie, zataczasz się na boki pod niebezpiecznym kątem, ale na tyle wyważonym, że nie lecisz. Akordy rozchodzą się meandrami rzeki, słychać niewygładzone kanty i do tego treść - ogromna i wielowarstwowa. Na pewno jeszcze wrócę.
Pozdrawiam!
A co do utworu, cóż... nie kryję, że jest dla mnie ważny i ... z wielu powodów jest możliwa jeszcze praca nad nim, choć w sumie ... w detalach... dotyczących formy ...
Również pozdrawiam...