jak daleko mogę uciekać gdy ciemność wsysa
w resztkach tlenu rozbłysk ogarka zwiastującego
zbliżający się chaos rozpadu organicznej przestrzeni
w wiekuistej ciszy dopalanych gwiazd
chciałbym rozluźnić krawat
jeszcze raz
poczuć
trzydzieści sześć i sześć
w niewystudzonej dłoni
zajebane życie
muszę dotrwać świtu
przytulić ostatni zielony
czekać na deszcze
lub przejść cicho
niezauważony
nie budząc stokrotek
i śpiących motyli
nie rosić paluszków
nie oddychać
potem ''rozluźniłeś krawat'' i podszedłeś na palcach do onych stokrotek, i skończyłeś nader delikatnie ;-)