O jakież to błazny!
Wystawiają się na ludzkie oko i kręcą fikołki,
licytują ludzkie cierpienia i czekają na oklaski.
Jakież to błazny, odziane w majestat, dumę stuleci, nawet słonko dzięki nim świeci i cieszą się dzieci.
Jakież to błazny zaprzedane, na łasce niekiedy panów przebogatych, malują twarze w poważne rysy i wykładami pouczają maluczkich mądrościami-banialukami, że boki zrywać.
Błazny, co w każdej chwili gotowe dla publiki zażreć jeden drugiego, potknąć się o śmierć nie swoją lub sprzedać wszystko w błyskach fleszów.
Błazny, błazny, nic więcej.