papieros gaśnie
tak to ja znowu pukam
drzwi popielniczki są drzwiami percepcji
uważam na klamki
powstają
setki niedobrych wierszy z lekką paranoją
bawię się zapałkami
ktoś krzyczy
ktoś słyszy
COKOLWIEK ZROBIĘ I TAK BĘDZIE NIEDOBRZE
ogłuchłe lamentacje
gryzę się sama
czymś trzeba karmić wilki
(???)
koszulka uniwersytetu Ohio
dzisiaj jest w promocyjnej cenie
tylko trzydzieści pięć złotych
za brudną szmatę
i garść cekinów
nic nie mówię
to moja wina
pamiętasz
do dziś nie potrafię tańczyć walca
trudno tak
potykam się o własne buty
wyrzuciłam go
spakowałam jego koszule i płyty
teraz mokną
przed hotelem kalifornia
w kartonowym pudle po telewizorze
( miejsce na gwizdy względnie oklaski)
podawaliśmy sobie skręta i wino przez stół
szatan siedział obok mnie
spoglądał swoim jedynym czerwonym okiem
i mówił
bierz go jest twój
śmialeś się
chciałes wejść na drzewo
szatan na gałęzi gryzł niedojrzałą gruszkę
i mówił
bierz go jest twój
( w tym momencie zapalam jointa grubego jak palec i mocno się nim zaciągam )
teraz przychodzi
strach owinięty
amerykańską flagą
po wąskich schodach pełzną myśli
czy to jeszcze ja
czy to jeszcze ja
czy może
smutna kopia dziewczyny z wystawy
nocą ulice są inne
mają głęboki odcień fioletu
aleje też mają w sobie piękno
zaczarowane
chodnikowe
płytki
tamta droga prowadzi
do krainy Oz
daj rękę
odnajdziemy się po drugiej stronie lustra
a może poczekamy na wschód słońca
które dawno umarło
( - Father?
- Yes, daughter?
- I wanna kill you...)