Nikt nie jest święty,
każdy coś ma takiego
(na sumieniu), że lepiej
nie mówić, że co dzień
to gorzej, że gorzej już
robi się na samą myśl.
Że co tu wymyślać,
kiedy wystarczy się
w czymś zapomnieć
(zagubić, zatracić),
żeby raz wreszcie
i już na zawsze stracić
poczucie istnienia.
Po prostu trzeba się
czemuś oddać bez reszty,
żeby zapomnieć to, czego
(inaczej, ani w ogóle)
zapomnieć się nie da.