Mama zawsze mi mówiła,
żebym sprawiedliwa była.
Żebym innym pomagała,
żebym zła nie pamiętała.
Nie biegałam więc do pani,
gdy przykre słowa słyszałam.
Powiedziałam tylko mamie,
tak, jak ona tego chciała.
W końcu jednak dość mam tego,
że na przerwie, kiedy stoję,
Ania czeka tylko na to,
by spojrzenie widzieć moje.
By polecieć znów do pani
i poskarżyć na mnie się.
Że znów na nią źle spojrzałam
i zabieram wszystkich jej.
Może sama niech spróbuje
wreszcie zastanowić się.
Czemu tyle koleżanek… bardziej od niej,
lubi mnie...?