Wśród rozkopanej pierzyny rynku szał
mu się pisze. Tonąc w krzaczastych
brodach wujków, wciąż mu się.
W kieszeniach pochowane półsłówka,
na dłoniach ślady ciężkich chwil
nic-nie-robienia.
Na nagiej podłodze się szał mu wytryska,
swym ciałem gwałtownie z pokojem kopuluje.
I w tej pani, co się na ławce do niej modli
Bóg i mamusi w niebie, i dalekim ojcu.
Szał pod psu z gardła koszulę zachodzi,
łaskocząc młodzieńcze falbanki zarostu;
zawraca koło głowy kudłatego przodka,
osiada na przyrodnim ogolonym tyłku.