w sobotę pękło niebo i posypały się gwiazdy
(reszty nie pamiętam) było zbyt ciemno, by wyszeptać: daj światło
już dawno powinni zasunąć zasłony, bo ludzie bezwstydnie się gapili, i choć mieli wszystko w dupie, mówili: o boże!
w piątek taki jeden wziął mnie na stronę, poczęstował papierosem i zamknął usta
cisza ściekała wraz z dymem
i choć było za późno powiedział, że zaczyna udawanie
co z ciszą – spytałem
nie istnieje
szliśmy zatłoczonymi ulicami i każdy palił
wspomnienia głośno i boleśnie
teraz – powiedział i ruszył po schodach
patrzyłem jak się rozpada
w kieszeni jakby od początku