W zroszonej róży tajemnej popłynąłem,
wynoszony falą oceanu, odurzony zapachem bryzy,
ze smakiem soli w ustach, cichym mruczeniem kotki.
Dotarłem do siedmiu wysp zaklętych, gdzie gładkość jest
drogą tajemną, rozchyloną, otwartą, niczym gościniec do
miasta wschodniego, pełnego przepychu, nieznanych kwiatów,
kuszących straganów i dwóch klejnotów jak kopuły
alabastrowe, zwieńczone najsłodszymi owocami, pełnymi słońca
i przepychu. Igrałem w tej przygodzie podróżniczej, między
diabłami stąpałem, między straszliwymi smokami - żądzami nieokiełznanymi,
by powrócić nad ranem do spokojnej laguny, ukojony
i radosny.
w szkołach taki stan "tekstu" określa się, jako: ble-ble-ble
Miasto wschodnie? A do czego się tu odnosisz?
Przesadziłeś z obrazowaniem, ale zapewne miałeś powód :))
Pozdrawiam serdecznie :)