Wiersze trzeciego laureata I Wywrotowego Turnieju Poetyckiego, Adriana Jaworka, pochodzące ze zwycięskiego zestawu
Deszcz
Od kilku miesięcy nieustannie pada, a przez
nierytmiczne uderzenia kropel nie mogę
spać. Co prawda, każdej nocy, zasypiam
z pilotami w dłoniach zmęczony kolejną
telewizyjną powtórką z miernej rozrywki
ale potem słyszę ten dziwny trzask
padającego za oknem deszczu i
się budzę, a potem nie potrafię
zasnąć ponownie.
Zdarzają się noce, w czasie których siedzę
wpatrzony w czarny prostokąt okna, a
wtedy przypominam sobie o moim przyjacielu, który
jest bezkonkurencyjnym Mistrzem Niczego.
Nie ma w tym nic złego, bo on czasem do mnie
dzwoni i narzeka na cały świat, a najbardziej
na to, że nic mu się nie udało i nawet jego
dług jest tak mikry, że nikt nie chce go odkupić.
Przez telefon mówi mi, że szuka motywacji
do dalszego działania, dlatego tak
często do mnie dzwoni, ale trafił na zły czas,
ponieważ ja ostatnio uczę się milczeć.
Dlatego, gdy mój przyjaciel, wspomina o
Człowieku, Który Sam Zdobyłby Paryż, nie
wspominam o tym, że ten biedak zagubił się w
Katowicach.
Widuję go jak stoi w korku, w skredytowanym
samochodzie i żyje w mieszkaniu, które
będzie należeć do niego dopiero za 30 lat, jeżeli
on w ogóle tego doczeka. Wszystko dzięki
uprzejmości banku pełnego nadziei, który w
rozliczeniu przyjmuje tylko banknoty, bo
bilonu nie potrafi wypluć przez bankomat.
Nigdy tego nie powiedziałem mojemu
przyjacielowi, który jest Mistrzem Niczego,
bo ja, w przeciwieństwie do niego, uczę się
milczeć. Kiepsko mi to wychodzi i może
właśnie dlatego nie mogę spać, a deszcz jest
tylko kiepską wymówką.
Wydarzenia
Powiedziała, że wpadnie do mnie
na seks i blanta
albo
na blanta i seks.
W zasadzie kolejność nie ma
znaczenia, przecież nie
będziemy grać w klasy
albo
rzucać kośćmi.
Jesteśmy nędznikami rozbitymi
na setki fiszek i kolejność wydarzeń
jest dla nas pozornie przypadkowa.
Bo chyba ktoś na tym czuwa
żebyśmy nie zaplątali się
w niepotrzebnych fabułach, które
prowadzą donikąd?
A może to tylko
złudzenie
wywołane złym ułożeniem
kartek?
manhatan
Wiem, że nigdy nie zapomnę tamtego lata,
tamtego smaku słabo schłodzonej wódki ze znakiem
jakości Teraz Polska, tamtej lekko przypalonej kiełbasy
z grilla i tamtego smaku ostatniej, zauważonej w zakamarkach
lodówki, musztardy. Pamiętam, że było coś jeszcze, że
w nasze nozdrza wwiercał się zapach winogronu rozrastającego
się we wszystkie znane nam kierunki, ale nie mogliśmy go
dosięgnąć. Byliśmy pijani i z łatwością ogrzewaliśmy swoje
istnienia w blasku supernowych, ale nie potrafiliśmy zerwać
kiści winogronu wiszącej nam nad głową.
I co nam z tego pozostało?
To było ostatnie takie lato, potem narodził się Inny Świat,
a wraz z nim, wyrwane z otchłani Czasu przez
trąby Przypadku, nowe zasady, do których
niechętnie się przystosowaliśmy, ale ulegliśmy.
Bo, tak wydawało się wtedy, nie mieliśmy innego
wyjścia.
Do teraz rozbrzmiewają mi w głowie słowa,
wypowiedziane przez uniesiony kieliszek:
Patrz jak manhatan pięknie świeci.
Dzisiaj, z czwartego piętra, zachwycam się jego blaskiem
z drugiej strony Świata, ale wiem, że jego światła
będą przecinały ciemność jeszcze długo
po nas.
Dokładnie tak samo jak robią to w tej,
właśnie w tej,
chwili.