nie patrzę pod nogi świerszczom
bo mają tępy wyraz twarzy
nie kłaniam się koniom wielkanocnym
bo mi się troją w oczach
nie chodzę w butach siedmiomilowych
bo nie mam dokąd
a kiedy ze spuszczoną głową szukam owoców rozsypanych na betonie
rozgrzane powietrze dusi mnie jak przeszłość
maliny czekają spokojnie na rozkład
a ja nie mam siły upaść
nie mam siły puścić koszyk
i stoję
jak stoi się kiedy nie ma nic do dodania
i patrzę pod nogi świerszczom
dopóki trwają w miejscu
i kłaniam się koniom wielkanocnym
bo nie jestem zającem
i chodzę w butach siedmiomilowych
bo mam Ciebie
owoców rozsypanych na betonie
rozgrzane powietrze dusi (...) jak przeszłość maliny
czekają spokojnie na rozkład [ i ] nie mam siły upaść
nie mam siły puścić koszyk(a)
i stoję jak stoi się kiedy nie ma nic
do dodania"
tyle - reszta psudosurrealistycznych bzdur ad kosz
Odwirować ze zbędności i będzie wiersz.