SPIŻOWY CHŁOPIEC (wiersz)
julian grad
Panu Profesorowi R.B.
Staliśmy mocno
na dnie muzealnego pokoju.
Zielone obicia krzeseł
imitowały mech, który przylgnął
do bezwzględnych szarych kamieni.
Na parapecie okna siedział chłopiec,
czyli Pan Panie Profesorze.
Z miedzianą głową
pospawanym brzuchem
i zadziorami na niezgrabnych dłoniach.
Ten chłopiec nigdzie nie pójdzie,
te nogi donikąd go nie zaniosą –
powiedziałem.
To prawda
- odparł Pan.
Ten chłopiec jest kaleką.
Musi siedzieć tutaj do końca świata
na tym parapecie
tyłem do okna
spoglądając na pokój,
który jest ogrodem.
O czym myśli? - spytałem.
O niczym.
Jest przecież ze spiżu.
Latem nagrzewa się gwałtownie
od lipcowego słońca
a jesienią śniedzieje
narażony na wilgoć.
Czy wyjedzie kiedykolwiek dokądkolwiek?
Nie może tego zrobić.
To znaczy może być w Paryżu,
Jaffie, Pradze czy Meksyku.
Ale jednocześnie musi siedzieć
na tym parapecie okna w tym miasteczku
w pokoju muzeum
zapatrzony w bordowy trawnik dywanu.
Musi nic nie widzieć
I nic nie czuć,
musi być śmiertelnie smutny
i chory.
Musi rzeźbić przestrzenne figury
w ciemnym powietrzu
muzeum.
A więc musi tak być ?
Tak .
Tak musi być
ponieważ od tego
zależy zbawienie świata
Zaloguj się Nie masz konta? Zarejestruj się
...reszta, to zwykłe nawijanie makaronu na uszy
ad kosz
jest kaleką i musi tu siedzieć do końca świata
na parapecie tyłem do okna spoglądając na pokój
jego czarodziejski ogród"
gdybyś napisał to zwięźlej, bez szafowania "tentatotu" itd dbając o płynność opowieści to bym cmokał zachwycony.
w tej sytuacji powiem: szkielet jest, ale zbytnio zabudowany. potrzebuje rzetelnego szlifu.