Choć, uciekniemy do własnych światów,
w przestrzenie jedne, wspólne nazwane,
gdzie raj to ogród Ew i Adamów,
i drzewa ciągle majowym sadem.
A może mrozy tam będą wieczne,
i śniegi zimne jak duchy białe,
niżej więc zejdę, a będąc w piekle,
w kotłach dla marzeń ogień rozpalę.
Cień berberysu, kawałek chleba,
jutrzenka srebrna znów się powtórzy,
na Złotej Górze słowa nie trzeba,
kąpią się w wierszach swawolne muzy.
Bóg będzie z nami, wszak on stareńki,
i ponoć umie wybaczyć wszystko
nam też wybaczy, wszak my nie pierwsi,
którzy wyznali po ludzku miłość.
Zastanawia mnie tylko " choć" w pierwszym wersie...czy nie powinno być "chodź"...jako zaproszenie kogoś do wspólnej wędrówki?
pozdrawiam
- powiedzieć interesujące, to za mało.
Pozdrawiam