jesień dojrzewa bezboleśnie
na twarzy w sadzie pośród lasu
na smutek chyba jest za wcześnie
na litość boską szkoda czasu
pani by chciała lecz nie może
pan przeszłość jak modlitwę klepie
i choć bywało nienajgorzej
to przecież nigdy nie najlepiej
klepsydra pusta do połowy
szkiełko zamglone piasek sypki
już nie przychodzi im do głowy
ballada o tych dwojgu brzydkich
wciąż tam jesteście gdzie byliscie
tam gdzie idziecie was nie będzie
jesień dojrzała zamaszyście
nadzieję gubiąc jak żołędzie