***
Ewie
(wspomnienie lipca 2013
spisuję
rok później)
1.
bo musiałem wykrzyczeć w telefon całą moją melodię
lipca wbrew chęci z palcem na oku chociaż należało
na ustach (nawet z braku lustra) zasygnalizować sobie
ciszę albo zgrzytnąć zębami by przestraszyć język
potencjalną raną musiałem wyryczeć choć to miało
dotrzeć do mnie jako kopnięcie przez łeb a uderzyło
w ciebie czując żal do własnego temperamentu wybuch
poniósł mnie tam gdzie każdy winowajca znajdował azyl
odkąd tylko człowiek zaczął budować absolutowi kąt
do zamieszkania (by móc go czasem odwiedzić i złożyć
ofiarę z przybycia we własnej osobie) przywiało mnie-
-apostatę z rozwianymi kołtunami do kościoła świętej
anny byłem skulony i mały jak litery którymi teraz
(nie tylko wedle zwyczaju obranej formy wyrazu) daję
słowa jak wahadło między myślą o potrzebie zakochania
a potrzebą boga spociłem się (a może zmokłem bo było
deszczowo) miałem w sobie burzę i dylemat czy chcę
boga ponownie w tej formie czy nadal według prywatnej
filozofii i czy jeśli zechcę przypomnieć sobie chrzest to
dlatego że się w tobie zakochałem czy też niezależnie
od tego opadłem na ławkę i nie mogłem nic powiedzieć
po cichu przemknęła urszulanka i podarowała mi uśmiech
choć ja chmurny i z pełnym gromów spojrzeniem byłem
jak pocisk który celowo oślepiono choć grzmi
jak kanonada
2.
bo przysłowie mówi że z dużej chmury mały deszcz przestałem
myśleć patrzyłem (nie bardzo wiem jakim wzrokiem) przypomniało mi się
moje bierzmowanie i wybrane wtedy trzecie imię (jakby trzecie oko) paweł
bo tak się nazywał święty człowiek z tarsu po nawróceniu (imię zmienił
z wielkiego saula w małego paulusa i podobno do końca życia miał problem
ze wzrokiem od czasów wydarzenia na drodze do damaszku) a mnie dolega
astygmatyzm chyba także ten spoza oka bo nie dostrzegam prostej bliskości
bo mnie nosi dowodzenie perspektywie że jest złudzeniem musiałem zamknąć
oczy by nie płakać zapukały drzwiczki konfesjonału i podszedłem by zacząć szept
bo mówić nie mogłem tak samo jak wyjść i opuścić azyl krakowskiej kolegiaty bez
odpuszczenia dlatego teraz piszę (odpuszczając sobie potrzebę wiersza) bo inaczej
nie mogę zwłaszcza że znowu jest lipiec (jeszcze) a drogi do krakowa ciągle mnie
przywracają twoją ręką do ciebie i do mnie
i do zdarzenia z kolegiaty której wyglądu
nie pamiętam tak jak czasami nie potrafię
sobie przypomnieć siebie samego wśród dziur
i wiatraków