Wybacz słów mych mozolność,
Co spośród hałd utrapień
Wygrzebują niedopałki chwil porzuconych
Przez uciekające antylopy wrażeń.
One już chcą tak wolno
Podnosić własne echo,
Żeby było im więcej wolno
I żeby choć trochę były pociechą.
Wybacz zgrzytanie w zębach
Kamieni młyńskich, co wolno mielą
Wszystkie ziemskie płody i wszystkie narody.
I błyskawice wybacz, co niebo jak opłatek dzielą.
Gdyż to już są słów korowody.
I choć szeptem układają się
Jak polne ścieżki na łące,
Podobne są do grzmiącej wody.
Wybacz słowa drżące, jak liście
Przed jesiennym opadaniem złotym.
One wyrażają się oczywiście,
Choć ważą mniej niż motyl.