Płaszcz na oczach trzepocze szurnięciem wiatru.
Piasek wysypuje się z nosa
i pościel z lnu grzechocze
od dawna ruchome kolana.
Przyleciała osa
z żądłem na bezsenność.
Przejechało z jękiem
głuche pogotowie,
szurnęło niecierpliwie
trzaskając syreną
o kamień
na chodniku uklękli
przechodnie
marznąc i modląc się
o grzechy surowe.
Za pokusę zadał
kompot malinowy
uszczypnięcie mrówki
pobudkę
ze snu wiecznego
dojechała karetka do martwych przechodniów
smarując olejem
chleb dnia powszedniego.