wyrosłem pośród karlich serc -
tych marnych głazów
toczących się z najwyższej góry
w spadaniu przychodzi zbawienie
wolność o smaku gliny i barwie rdzawych maków
którymi sierpień wykrwawia łąki
chociaż raz mógłbym przysiąc że jestem
nieśmiertelny
i zapamiętać jak ziemia z niedowierzaniem
przeciera oczy
a potem zatopić się w tobie wielka rzeko
kiedy w milczeniu rodzisz nagich bogów
ze zmierzchu i rybich łusek -
niby ptaki co śpiewem niosą ból
na przekór wczorajszym modlitwom
wolność o smaku gliny i barwie (...) maków
którymi sierpień wykrwawia łąki"
zbyteczna zapchajdziura, na łąkach, innych maków, to się raczej nie spotyka, jak
te właśnie pospolite, czerwone, a w tekście - nie wiedzieć po co - "rdzawe"
ostatnia strofa nasączona patosem, który w odbiorze czyni cały tekst groteskowym