Znów znalazłem się po drugiej stronie
Znów brzęk tłuczonego szkła wyostrzył zmysły
Popłynęła krew popłynęła łza
Podszedł do mnie starzec i chwycił za rękę
Popłynęliśmy rzeką na brzegach której
Kobiety prały chusty z westchnień żalu zapomnianych miłości
Wpadliśmy w czeluść bez dna
Było ciemno i tylko świst powietrza i jego ciepła dłoń
Jedyna nadzieja w tej chwili
Tajemny krąg
Który musisz przerwać
By wyjść na słońce
Rozerwać łańcuch który dławi krtań
Musisz znaleźć siłę życia
Znaleźć twardy grunt
I trwać i iść
Do słońca
Chmur pierzastych
Nieboskłonu
Choćby cię wyśmiali
Choćby otaczali złym słowem
Musisz trwać
A nawet jeśli nigdzie nie dojdziesz
Warto iść
Szedłem wzdłuż muru który nie miał początku i końca
Szedłem przyśpieszając kroku do utraty tchu
Sfora psów ujadała po drugiej stronie
Tak głośno
Huśtałem się na ogromnej linie
Wpadałem do stodoły pełnej siana
A potem
Wylatywałem w powietrze i czekałem aż wrócę
Ale nie wracałem
Wciąż leciałem gdzieś do przodu
Powietrze zapierało dech w piersiach i strach
Ale nie chciałem zejść
Krople deszczu ciepłego wpadały do mojej głowy w całe ciało
Błyskawice rozświetlały szary krajobraz
Unosiłem dłonie wysoko do góry
Krzyczałem ze szczęścia piszczałem z rozkoszy
Stopy grzęzły w rozmytej ziemi
Wolne stopy