kiedyś w was wierzyłem
jak pies na warcie marzłem
w waszych rękach
jak narzędzie zwrócone w kierunku wroga
mam gdzieś te ideały
jestem wolny od szarej rzeczywistości
zgniły byłem ale się odrodziłem
wiem że potrafię kochać
idą czołgi szpica na wschodzie giną marzenia
wszędzie stoły rozmowy
każdej sekundy ginie życie
nie widzicie śmierci szybko idzie
gdy nakarmi się niedźwiedź i wszystkie wilki wokół
podzielą nas na dwoje serce nasze kołacze
już czas zastopować kłamstwa podłych ludzi
szkoda
nie mam wpływu idę ale nie z podwiniętą kitą