To był język hopi.
Pozbawiony chronologii.
Wyobrażam sobie czas
pozbawiony ram językowych.
Bezczelnie niezależny.
Dziecinny.
Rozlewający się przypadkowo
po słowach.
Jak wódka
na niestabilnym stoliku.
Zostawiający lepkie plamy
i odruch wymiotny.
Po przebudzeniu.
Przecież nie nazajutrz.
Wyobrażam sobie jak milczę.
Zapomniałaś?
Brak chronologii.
Każde słowo wybudza przeszłość.
Jest w tym jakaś perwersja.
Przecinki splatają
wczoraj z teraz.
Aż nie wybrzmi ostatni fonem.
Dlatego pijemy kawę milcząc.
Najprostszy, przez to uzależniający,
sposób, by przed nią uciec.
Już nie pamiętam twojego głosu.
Pijemy kawę milcząc.
Próbujemy
mierzyć czas żarem papierosów,
myśleć obrazami,
zrozumieć coś ze spojrzeń.
Przykro mi,
nie nazwę tego co czuję.
Nie słowami.
Przeszłość.
Przykro mi.
Nie jesteś tego warta.
Pijemy kawę milcząc.
...ten ktoś podkręca atmosferę/napięcie w niby sytuacji, że słuchacze spodziewają się
rozerwania brzucha ze śmiechu, a w finale nie wiedzą, śmiać się, czy dać typowi
w ryj za zmarnowany czas.......................i powyżej jest podobnie