odchodzi jesień z powagą zmroku
zamiata szarością na niebie obłoki
jasna tarcza księżyca milczy
wspomnienia zapisane w brązie kasztanów
w kolorach w liści
wysuszonych pałkach wodnych w wazonie w rogu pokoju
stoją jak na skórze znamiona
czas nie zwalnia zamykam tydzień zaraz w piątek
zaczynam jasno myśleć i szalenie kochać
jesieni w tym roku źle nie było
promienie słońca zmoczone w deszczu
wiatr myśli przeganiał skoszonym polem
pędził szalony
babie lato jakieś bardziej babskie
na tafli jeziora krążą głodne lecz dumne łabędzie
woda faluje spokojem natchniony
zawstydzone dzikie kaczki do lotu porwane
drzewa obdarte smutne wystraszone czekają wiosny
idę jak zawsze tą aleją w parku gdzie porzucasz po raz pierwszy
z chwilą zabraknie chwili by spisać
historię myśli co w głowie jak kornik chowa się pod korą
pnie ogromne dębowe zapach sosny wypełnia łysą polanę
ostatnie dni okryte płaszczem ze środka miłości
ciepło tylko w naszych sercach przez dłonie
dusza mniej radosna po szczerych słowach
śpiewa stąpając po krawędzi nieba
i dostrzegam nieustającą bessę - zatem, aby nie marnować czasu, w kolejnych ograniczę się do słupkowania