Pokój dla pana Jacka

Jacek M. Gierczak

Idę którejś nocy do swojego hotelu
nie pamiętam czy to było w tygodniu
mijam recepcję, siadam w barze,
zapalam papierosa, milcze, zbieram,
gesty, uśmiechy i przekleństwa,
przysiada się ktoś, pyta o coś, nie,
ja nie stąd, zapytaj pan barmana.

"Pokój dla pana Jacka!", ktoś nagle
krzyczy, "Już?" zdziwiony odwracam
głowę, "Oczywiście. Wszystko już
od dawna przygotowane", "Dziękuję",
mówię, wstając. Strzelam papierosem
w twarz sobie, dziesięć punktów na
tarczy, lecz nie zabiegam o puchar,
chcę do pokoju, chcę do pokoju.

Wchodzę do windy, zastaję jakąś
kobietę, pijana jest że aż boleśnie,
ołówek wyciągam, na dłoni suchej
piszę, udając tym samym że sikam,
"Cc-co-o roo-bi-sssz?" pyta. "Nic,
załatwiam potrzebę". "A-aahaa",
odpowiada uprzejmie i wysiada,
miała najpiękniejszą czerwoną sukienkę
w błękitne kwiatki, że aż ze strachu
zeszczałem się w gacie.

"Jutro po południu przyjdzie
sprzątaczka, by po panu posprzątać".
"Niech będzie, wszystko mi jedno",
odpowiadam, siadam na łóżku, zdejmuje
płaszcz, zapalam pokolacyjną uncję
haszu i wychylam szklankę wody.
Sikać się chce, oh jak ciśnie,
tak się nieszczęśliwie w tej kobiecie
zakochałem, że nie wytrzymam. To
z uczuciem uczucie za okno.

"Ale ci się życie udało",
mówię do siebie.
"Widzisz, pokój ci nawet dali,
i nawet długo czekać nie musiałeś",
mówię do siebie.
"I sprzątaczka cię nawet lubi, mleko
stawia ci przed drzwiami i nawet nie
wchodzi kiedy jesteś, bo wie jak tu śmierdzi",
mówię do siebie.
"Widzisz, przez chwilę jesteś pan Jacek,
tyle razy cię z tego pokoju wyrzucili,
teraz będzie inaczej. Teraz możesz
tylko wyrzucić się sam",
mówię do siebie.

Gaszę lampkę, stawiam szklankę
na stoliku, szczam do środka i wypijam,
przecieram usta rękawem, był dobry,
ale mało. Czy tu cieplej, przytulniej,
z pewnością bezpieczniej niż pod
drzwiami. Dywan już suchy, nie została
ani kropla, nie przetrwała gniewu.
Zasypiając, mam jeszcze wrażenie,
że wciąż mówię do siebie.
Jacek M. Gierczak
Jacek M. Gierczak
Wiersz · 23 października 2001
anonim