za biurkiem zastygł okólnik morowa groza strach przed burzą
w brzęczeniu jarzeniowych lamp powoli wyginam i prostuję język
by być lepiej zrozumianym by płynniej przechodzić ze stadium wielbłąda
do sedna rzeczy
nienawidzę niedorzecznej pustki wypełnianej szelestem
łatwopalnych ubrań opakowań sporadycznie nadających się
do ponownego użytku bez szans na udział w procesie recyklingu
wśród korporacyjnych zebrań dla zbłąkanych
kwadransów na motywację i gorączkowych relacji
z minut dusznych jak nagły dotyk zimnych dłoni
nie pytam o drogę bez użycia emotikonów to strata czasu koszty podróży rosną
nie marnuję papieru od pobytu w sydney gdzie wyschłem bez mała na wiór
bezpowrotnie tracąc niewinną wiarę w pomyślne wróżby przeniosłem się
na klawiaturę
z pozycji klawisza łatwiej szukać kolejności uczuć w koleinach między innymi cztery
pory roku odchodzę wiosną pozwól mi się opierać słabości w oparach szczęścia
na progu własnego domu z pudełkiem na drobiazgi chroń nas