Siedzę gdzieś na dnie studni.
Wieczory z żoną przy kawie stały się nudne,
choć wczoraj kostki bruku na placu
falowały szmaragdem jak Adriatyk.
Nie mogę ścierpieć telenowel, wrzuciłem do kominka pilota,
skwierczy i śmierdzi - tak kończy się myśl intelektualnej elity.
Deja vu to okropny stan. Wszystko już było?
Najgorsze są chwile zwątpienia w Boga, czy ktoś tu oszukuje?
Zacieram ślady po wczorajszym morderstwie - nie wypada,
żeby uchodzić za barbarzyńcę, jak wszystkimi dookoła kierują mną
przecież tylko wyższe uczucia.