niebo

Yaro

zaklęty spoglądam w niebo
w kieszeni wymięte skręty
odpalam jednego


patrzę przez szkiełko płynie czas 
gwiazdozbiory jak ja nie mogą stać w miejscu 

płynie rozciągnięta przestrzeń 
odjechać w eter zatracić się choć na jeden dzień
każda noc inna niczym kobieta zmienna

 

stoję na rogu
Leon śmieje się ze mnie
co ci chłopie 
przecież z ziemi chleb
czego więcej chcieć

 

odlecę stąd gdzie prawdziwy dom
zapalę świecę oddam pokłon
nie znajdę nienawiści
zanurzony w miłości toń

 

po co być niewolnikiem 
bo ktoś nam wmówił że tak dobrze
tak ma być pracuj a garb sam urośnie

 

Yaro
Yaro
Wiersz · 21 kwietnia 2015
anonim