Tak sobie siedzę i siedzę i myślę
cieszyć się czy też nie.
Bo co mi z tego przyjdzie,
że będę się cieszył,
przecież nie najem się tym, no nie.
Choć z drugiej strony przyznam,
że dobrze by było być w tym stanie
nie martwisz się, nie stresujesz
nawet problemy są małe.
Więc postanowiłem się cieszyć.
Tylko mam jeden problem: z czego?
Więc myślę, popracuję nad tym
i będę bez końca w tym stanie.
Wziąłem się więc do roboty
chwyciłem "diabła za rogi".
Postanowiłem się cieszyć z wszystkiego
na przekór różnym problemom.
Już miałem plan gotowy
cieszyć się bez żadnej przeszkody,
gdy nagle uparta myśl wraca
przecież to jest ignorancja.
Więc myślę nad tym i myślę
i znów nie mogę się cieszyć.
Znów głowę sobie zaprzątam
jak ten dylemat rozwiązać.
Kolejna mi myśl zaświtała
by cieszyć się po prostu z niczego.
Ale to przecież bez sensu
tak cieszyć się z byle czego.
Więc suma sumarum wszystkiego
powziąłem mądrą decyzję.
Zapytam Stwórcę o zdanie
z jakim nas stworzył zamiarem.